...

O mnie

Magdalena Rolnik - kobieta, żona, matka, ekspertka systemu ERKA

Zajmuję się domem i bardzo wymagającą rodziną.

Poza tym mam czas dla siebie, na hobby, na książkę i na inne formy rozwoju.

Na moim blogu możesz się dowiedzieć jak zadbać o swój rozwój, kiedy masz wrażenie, że straciłaś swoje życie na rzecz tych niewysokich osóbek biegających po domu.

Jeśli zatem zdarza Ci się, że po całym dniu spędzonym na gotowaniu, sprzątaniu, rysowaniu, zabawie w wyścigi lub na herbatce u królewny w towarzystwie jednorożca czujesz frustrację, bo masz wrażenie, że straciłaś bezpowrotnie dzień – dobrze trafiłaś.
Jeżeli masz w domu nastolatki, które wymagają obsługi przez 24h na dobę – mam też coś dla Ciebie!

Boisz się, że poświęcając się całkowicie dzieciom, zupełnie zatracisz swoją osobowość?

Wcale nie musi tak być!

Wcale nie musisz być Kopciuszkiem.

Nie wierzysz? Zaglądaj tu regularnie.

Na swoim blogu inspiruję do zmian. Uczę systemu ERKA, dzięki któremu zyskasz pewność siebie, spokój emocjonalny, Twoje dzieci zyskają samodzielność (oczywiście odpowiednio do wieku), a Twój związek na nowo zakwitnie.

System ERKA składa się z kolejnych kroków:
EWIDENCJONOWANIE całej swojej działalności domowej
ROZDZIELANIE i kontraktowanie obowiązków
KONSEKWENTNE wdrażanie zmian
ANGAŻOWANIE siebie i innych do współpracy.

Skąd Wiem Jak To Zrobić?

Jestem mamą trójki dzieci. Dwoje z nich jest autystyczna. Wymagają sporego zaangażowania, terapii i wielu zajęć dodatkowych. Zapewniamy im wszystko, co tylko jest możliwe. Mimo to mam czas dla siebie.
Owszem – bywam zmęczona, wściekła i zła. Jednak dzięki systematycznej pracy, konsekwencji i pewnym uniwersalnym rozwiązaniom szybko wracam do formy. Dzięki współpracy z całą rodziną wszędzie zdążamy na czas, wszystkie zajęcia odbywają się zgodnie z planem, a i najmłodsza córka ma rodziców dla siebie.
Razem z mężem mamy tez czas na randki, chociaż nie wyglądają one tak, jak 15 lat temu 🙂
Ale tak to już jest – życie się zmienia, ciągle dzieje się coś nowego, innego, ciągle zmieniają nam się priorytety. To normalne. Dzieci rosną, czasem zmienia się ich ilość, pojawiają się i odchodzą zwierzęta domowe, zmienia się charakter pracy, świat opanowuje pandemia. Ale dzięki sprawdzonemu, uniwersalnemu systemowi zawsze mogę wprowadzić ład i spokój w swoim domu.
Teraz dzielę się tym systemem z Tobą, pokazuję krok po kroku jak go wprowadzić i daję wszystkie narzędzia, żebyś tak jak ja mogła cieszyć się życiem!

Na koniec pamiętaj:

Rolnikowa od frustracji Cię uchowa!

Magdalena Rolnik

Moja Historia – Masz Ochotę Na Więcej?

Urodziłam się w miasteczku. Niewielkim, co prawda, ale dumnie noszącym prawa miejskie od ponad ośmiu wieków. Tam zaczęłam szkołę podstawową, nawiązałam przyjaźnie. Ułożyłam swój dziecięcy świat. Nie na długo, niestety.

Po skończeniu pierwszej klasy szkoły podstawowej, przeprowadziliśmy się na wieś. Do miejsca, gdzie nie było MOICH koleżanek, MOJEJ szkoły, MOICH miejsc. Wszystko musiałam zbudować sobie od nowa. Ale w związku z tym, że byłam „nowa” w szkole, było mi trudniej nawiązać relacje. Potrzebowałam kilku lat, żeby wszystko sobie poukładać.

Oj, jak bardzo znienawidziłam wtedy wieś!

Właśnie wtedy podjęłam decyzję o tym, że jak tylko dorosnę, natychmiast się wyprowadzę. Do dużego miasta. Największego najlepiej. Jakiegoś Nowego Jorku albo innej Bydgoszczy… Gdziekolwiek, byle dalej od wsi.

To był mój cel. Udało mi się zrealizować niedługo po maturze.

Dostałam się na studia zaoczne na UAM, na Wydział Prawa i Administracji. Zaczęłam studiować Administrację w mieście! Moim Nowym Jorkiem stał się Poznań.

Wiedziałam co robię startując na studia zaoczne. Chciałam szybko się usamodzielnić. Zarabiać i wynieść się z tej wsi.

Znalazłam pokój, pracę i zamieszkałam w Poznaniu. Miałam spaliny, hałas, nisko latające samoloty, wszelkie rozrywki i byłam niesamowicie szczęśliwa!

Wcale nie przeszkadzało mi to, że często pracowałam po godzinach, za marne pieniądze, po to, żeby mieć co jeść i opłacić studia. Zresztą, zdarzało się, że nie wystarczało na wszystko – nieobca była mi dieta studencka. Nierzadko liczyłam złotówki w portfelu zastanawiając się czy bardziej opłaca mi się kupić bilet do domu rodzinnego czy jeść przez tydzień. Najczęściej wybierałam bilet i wracałam z odpowiednim zaopatrzeniem.

Nie przeszkadzało mi też to, że nie miałam praktycznie wolnego. Zajęcia na uniwersytecie odbywały się w każdy weekend. A każdy dzień wolny przeznaczałam na naukę do sesji. Zero urlopu. Żadnego wolnego. Pełne obroty bez przerwy. Byłam zachwycona!

Ale najszczęśliwsza byłam, kiedy dostałam pracę w korporacji. Na „normalną” umowę, za „normalne” pieniądze. To nic, że wychodziłam z niej często po około 12 godzinach. To nic, że panował tam straszny wyścig szczurów. To nic, że nie miałam koleżanek, bo walczyłyśmy ze sobą zaciekle. Miałam TĘ pracę. Zmieniałam w niej stanowiska. Studiowałam administrację. Mieszkałam w hałasie i wszystko załatwiałam w biegu. Ciągle zmęczona, ale byłam szczęśliwa.

Po jakimś czasie zaczęłam coraz mocniej to zmęczenie odczuwać. Zaczęłam się coraz mocniej zastanawiać nad swoim życiem. A raczej nad jego brakiem.

I doznałam olśnienia – to korporacja była zła.

Poszukałam innej. Takiej, w której pracuje się tylko osiem godzin.

Ale moje zarobki znacznie spadły. Poza tym dostałam „bardzo wąski” zakres zadań, który obejmował bardzo, bardzo rozległą wiedzę. Ale chętnie się uczyłam, więc szybko opanowałam wszystko co trzeba. I znów żyłam pełnią życia. Moje zarobki stopniowo się zwiększały. Zakres obowiązków też.

Wtedy poznałam Irysa. Artystę. Plastyka. Pasjonata fotografii i komputerów. I filmu. Był taki zupełnie inny niż ja. Spokojny. Opanowany. Świetny obserwator. A ja? W tym swoim pędzie nawet nie zauważałam, że zmieniają się pory roku. Próbowałam go wciągnąć w swój świat. Ale on się nie dał. Na szczęście. Jedyne, czego go zdołałam nauczyć w tym czasie, to palenie papierosów. No cóż – nikt nie jest idealny. Na szczęście dziś żadne z nas już nie pali. Ale cały czas byliśmy tacy różni…

Podobno przeciwieństwa się przyciągają. No i my się przyciągnęliśmy. Na stałe. Pobraliśmy się. Urodziłam pierwszego syna.

Wtedy po raz pierwszy zmieniły mi się priorytety. Tym bardziej, że mały chorował i dużo czasu minęło, zanim lekarze postawili diagnozę, która okazała się nie tak tragiczna, jakby wskazywały na to badania. Okiełznaliśmy problemy i czas już było wracać do pracy. Wtedy urlop macierzyński trwał tylko 4,5 miesiąca. Do tego zaległy i bieżący urlop i… czas do pracy.

Wiedziałam, że już nie chcę wracać do tej korporacji.

Ale nie miałam pomysłu na siebie. Dostałam propozycję pracy w handlu. Dostałam stanowisko managerskie. Pomyślałam, że to nie taka typowa korporacja i że będzie lepiej. Spróbuję.

O, jakże się myliłam… Wielka sieć handlowa wysysała ze mnie całą energię, całą chęć do życia.

Pracowałam znów po kilkanaście godzin dziennie. W nocy też, a jakże. Efekty w postaci kolejnych awansów wcale mnie nie cieszyły.

Liczyłam na to, że w rodzinie znajdę przeciwwagę i spokój. Tak też było. Zaszłam w kolejną ciążę. W tym samym czasie znów awansowałam i dostałam swoją placówkę. Pomyślałam, że na początku wszystko sobie poukładam w nowym miejscu, a potem spokojnie pójdę na zwolnienie i wszystko będzie dobrze.

Nie zdążyłam. Akcja porodowa zaczęła się w pracy. Na długo przed tym zanim dziecko mogłoby spokojnie przeżyć samodzielnie, czy nawet pod aparaturą medyczną. Natychmiastowy wyjazd do szpitala nic nie dał. Porodu nie udało się już zatrzymać.

Ból był tak ogromny, że zamiast dać sobie szansę na przeżycie go – wróciłam do pracy. Zapadłam na ciężki pracoholizm, który skończył się depresją. W międzyczasie zostałam zwolniona.
Depresja to trudna choroba. Wygrzebałam się dzięki lekom, mężowi i synowi. Stanęłam na nogi, ale nie chciałam i nie mogłam pracować. Po raz kolejny zmieniły się moje priorytety. Chciałam żyć dla mojej rodziny. I być dla nich. Po prostu.

W tym czasie pracowałam dorywczo – po to, by wyjść na trochę z domu i zarobić na swoje przyjemności. Zaszłam w kolejną, bardzo trudną ciążę. Nie było łatwo, ale urodziłam syna.

Nasza rodzina się rozwijała. Kwitła. A jednak ciągle mieszkaliśmy w centrum Poznania i to mnie drażniło. Fajnie się mieszka w centrum, kiedy wieczory spędza się na Starym Rynku i wraca się do domu w kilka minut na piechotę. Kiedy do pracy ma się rzut beretem. Albo choćby do węzłów komunikacyjnych.

Ale kiedy ma się małe dzieci i chce się wyjść na plac zabaw, to już tak wesoło nie jest. Podwórko nie nadawało się do zabawy. W związku z tym każde wyjście to była wyprawa na pół dnia. Oczywiście – w tym czasie obiad nie ugotował się sam… O ile mężowi to nie przeszkadzało, to dzieci potrzebują regularności posiłków.

Przedyskutowaliśmy to, przemyśleliśmy wszystkie „za” i „przeciw” i postanowiliśmy wyprowadzić się z Poznania.

Zamieszkaliśmy na wsi. W przepięknych Borach Tucholskich. W domu z podwórkiem.
A najważniejsze było to, że w międzyczasie zaszłam po raz czwarty w ciążę. I  urodziłam wymarzoną córeczkę.

Przeszłam naprawdę długą drogę. Wróciłam na wieś. Zrozumiałam, że właśnie tu czuję się najlepiej. Mój mąż także – POMIMO, że urodził się i zdecydowaną większość życia spędził w Poznaniu.

Czy od tego czasu jest u mnie sielsko, anielsko i nie ma problemów? Nie. Są. Duże i małe. Małe ciągle plączą się pod nogami. A i ogromne kryzysy też przeżyliśmy.
Chłopcy zaczęli sprawiać problemy wychowawcze. Nie, nie byli niegrzeczni. Ani agresywni. Wręcz przeciwnie. Byli coraz grzeczniejsi. Coraz bardziej wycofani. Do tego zaczęły się inne problemy związane z ich zachowaniem. Po licznych badaniach dostaliśmy diagnozę. Obaj chłopcy są autystyczni, choć obaj na innym poziomie i mają zupełnie różne dolegliwości „poboczne”.

Na blogu piszę o tym, jak zorganizować życie bardzo wymagającej rodziny. O tym jak dzielić obowiązki i zadania. Jak znajdować czas dla siebie i na swoje przyjemności. Jak trzymać się swoich postanowień i konsekwentnie wprowadzać trwałe zmiany. Jaki system wypracowałam aby radzić sobie z najróżniejszymi trudnościami. Co mi w tym pomaga, a co przeszkadza. Dzielę się tym wszystkim, bo uważam, że każda matka, bez względu na to jaką ma wymagającą rodzinę, powinna mieć czas na swoje pasje.

Zapraszam Cię zatem do lektury.

A jeśli chcesz ze mną porozmawiać – pisz do mnie śmiało.

Ściskam

Magda – ekspertka rodzinnego systemu ERKA

system ERKA - logotyp

Jestem
Szczęśliwa
Mam
Czas Dla Siebie
I Ty Też Możesz
Dzięki Systemowi ERKA

Scroll to Top